Siedziałam sobie kilka minut temu na brzegu łóżka. Byłam ubrana w letnią koszulkę i krótkie spodenki (mimo, że jest zima :-)). Wyobraziłam sobie, że jestem na letnim obozie koszykarskim. Siedząc na stołówce przy kolacji i rozmyślając o moim problemie patrzyłam na znajomych z drużyn. Nie miałam z kim się podzielić moimi rozmyśleniami, uświadomilam sobie, że nie mam przyjaciela, przyjaciółki. Będąc na stołówce prawie popłakałam się przy wszystkich, ale skłamałam, że brzuch mnie boli i uciekłam. Wbiegłam do pokoju. Złapałam kartkę i ołówek. Napisałam koleżance z pokoju wiadomość, że jestem na plaży, żeby nikt mnie nie szukał. Nie byłyśmy sobie jakoś szczególnie bliskie, ale ceniłam ją za jej szczerość i lojalność. Wiedziała, że kiedy uciekam od ludzi, od życia, od świata to lepiej zostawić mnie samą. Siedziałam na plaży zapłakana. Wpatrywałam się w morze i przeklinałam cały świat. To jest okropne uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie masz przyjaciela, któremu możesz się wygadać. Od tyłu podszedł do mnie kolega z drużyny (starszy o 2 lata), w którym zakochałam się na poprzednim obozie. Widział, że wychodzę, zmartwił się, wiec poszedł za mną. Zakrył mi oczy dłońmi, nie spodziewałam się tego, więc bardzo się wystraszyłam. Nie miałam zielonego pojęcia kto to może być, ale nie musiałam nawet zgadywać, bo miałam mokrą twarz od łez, więc puścił mnie. Zorientowal się, że to nie czas na zabawę. Zapytał co sie stało. Odwarknęłam, że jest taki jak wszyscy inni, że zapytał nie po to, żeby się dowiedzieć i pomóc mi, ale po to żeby, nie być ostatnią osobą, która dowie się co się stało. Zawsze tak było. Każdy jest taki sam, ale w moim wypadku to nie działa tak, jak na filmach romantycznych. Chłopak podchodzi, pyta co się stało, wysłuchuje historii, przytula lub całuje dziewczynę, ona ociera łzy, a później żyją ze sobą do końca życia. To nie jest takie proste. Był zdziwiony moją reakcją, powiedział, że z wielką chęcią wysłucha mojej historii, że tym sposobę ochłonę. Nie byłam za bardzo z tego zadowolona, ale nawet jeśli to nie mój przyjaciel to mogę mu opowiedzieć. Przecież głównie na tym polega mój problem, że nie mam komu się wygadać, a jak on już przyszedł to dlaczego nie mam spróbować. Opowiedziałam mu o moim problemie, później o tym, że siedziałam na stołówce i nie miałam komu o nim opowiedzieć. Czułam ogromną ulgę, gdy już o tym opowiedziałam, nawet nie musiał mnie pocieszać, wystarczyło mi to, że tego wysłuchał. Dowiedziałam się wtedy, że dzielenie się swoimi problemami naprawdę działa, nie jest mi już tak przykro. Powiedział mi, że kiedy był on w moim wieku miał takie same problemy, też miał masę kumpli, ale żadnego przyjaciela. Niestety nie miał tyle szczęścia do romantycznch miejsc. Uśmiechnął się i powiedział : "Byłem wtedy na zimowisku, wszyscy siedzieliśmy na świetlicy, ale nie mogłem już wytrzymać. Wyszedłem stamtąd bez słowa, nikt nie wiedział o co chodzi. Pobiegł za mną kolega. Nie chciał mnie zostawić w spokoju, więc musiałem powiedzieć mu, że mam problem, chcę zostać sam. Wszedłem do pokoju, ubrałem ciepłe buty i kurtkę, świetlica była przy wyjściu, więc musiałem wymyśleć jak wyjść niezauważonym. Trochę mi zajęło zanim wyszedłem i emocje częściowo przeszły lub zmieniły się w inne. Pobiegłem gdzieś w stronę lasu, usiadłem wśród sosen. Zacząłem się śmiać z siebie. Chciałem uciec od problemów, zupełnie tak jak Ty, ale w trakcie wymyślania jak zostać samemu zapomniałem o nich. Przeszło mi już wszystko". Śmiałam się z tego, on też. Usiadł bliżej mnie, objął mnie ramionami, ja jego też. Patrzyliśmy sobie w oczy. To było magiczne, ale on chciał mnie rozweselić jeszcze bardziej, więc gdy już tak na siebie patrzyliśmy nagle przewrócił nas oboje na piasek, śmialiśmy się, powiedziałam, że podobno mam farta do romantycznych miejsc, a on to chce zepsuć. Leżąc tak na piasku, nie mówiąc nic, patrząc w swoje oczy nie miałam pojęcia co się stanie za moment. Nie byłam pewna, czy chcę, żeby był moim chłopakiem. Chciałam, żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale bałam się o tym powiedzieć. Gdy zaczął mówić swoim spokojnym, romantycznym, niemalże filmowym głosem słowa "To jest początek pieknej przyjaźni" miałam wrażenie, że czyta w moich myślach. Leżac tak na piasku przyłożyliśmy nawzajem swoje czoła do siebie. Czułam się wspaniale, mój największy problem zniknął. Siedzieliśmy później jeszcze chwilę na plaży, patrzyliśmy na piękne Słońce, które topiło się w tym równie pięknym, rozległym morzu. Niedługo znikłoby na naszych oczach całkowicie, ale zeszliśmy na ziemię. Wstał i wziął mnie w swoje ramiona, czułam się jak książniczka. Nawet z moimi byłymi chłopakami nie robiłam takich rzeczy, a robię je z przyjacielem. Byłam zachwycona, czułam się w jego towarzystwie cudownie. Gdy doszliśmy do schodów delikatnie postawił mnie na piasku. To było urocze, był taki troskliwy. Idąc do ośrodka zaczeło mi być zimno, martwił się, nie miał bluzy, żeby mi ją porzyczyć, więc zdjął koszulkę. Bałam się, że teraz jemu będzie zimno, ale nie chciał mnie słuchać, mówił, żebym wzięła i nie marudziła. Uśmiechnął się, odwzajemniłam uśmiech. Wracaliśmy trzymając się za ręce, to było dziwne, byliśmy przyjaciółmi, a robiliśmy te wszystkie rzecz. Powiedział, żebym wyluzowała, za bardzo się spinałam, mieliśmy zachowywać się naturalnie, więc po prostu szliśmy trzymając się za ręce, a ja nie bałam się już niczego zrobić, byliśmy w końcu przyjaciółmi, za jakiś czas nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajmnic. Staliśmy przed drzwiami, oddałam mu koszulkę i podziękowałam. Weszliśmy. Zaprowadził mnie pod same drzwi, przytuliliśmy się na pożegnanie i odszedł. Byłam bardzo szczęśliwa...
Ale teraz, kiedy się już wkręciliście w opowieść muszę Wam przypomnieć, że to było niestety tylko moje wyobrażenie. Owszem, bardzo chciałabym, żeby to stało sie naprawdę, ale to niezbyt możliwe. Myślę, że Wy też czasami wyobrażacie sobie wieczorem sytuacje, które chciałybyście, żeby stały się naprawdę, wiele dziewczyn to robi, ja wyjątkowo często :-). To pomaga mi zapomnieć o problemach, uspokoić się. Część z tego opowiadania jest prawdziwa. To prawda, że nie mam przyjaciółki, ani przyjaciela, płakałam nie raz z tego powodu. Zastanawiałam się, czy to ja nie potrafię ich przy sobie utrzymać? Czy ich odtrącam? Czy nie da sie ze mną wytrzymać? A może to ludzie są fałszywi i to ich wina? Do tej pory nie wiem...