James Arthur - Impossible
Od trzech miesięcy nie myślałam o niczym innym, tylko o nim. Byłam szaleńczo "zakochana", o ile można to tak nazwać. Moja "miłość" polegała na tym, że w ciągu dnia wielokrotnie wchodziłam na jego profil na fb, za każdym razem, kiedy się zalogowałam otwierałam jego okienko. Czekałam aż napisze, ale czasami nie mogłam wytrzymać i sama pisałam. Po tygodniu tej internetowej "miłości", kiedy pisaliśmy dzień w dzień, a ja i tak miałam niedosyt napisał do mnie, że lubi ze mną pisać, ale nie będzie robił tego codziennie. Za każdym razem, kiedy tylko zaczynałam do niego pisać zastanawiałam się przed naciśnięciem "enter". Rozmowa z nim mnie uzależniła. Nie myślałam o treningu, o nauce, o przyjaciołach, o rodzinie-tylko o nim.
Od trzech miesięcy nie myślałam o niczym innym, tylko o nim. Byłam szaleńczo "zakochana", o ile można to tak nazwać. Moja "miłość" polegała na tym, że w ciągu dnia wielokrotnie wchodziłam na jego profil na fb, za każdym razem, kiedy się zalogowałam otwierałam jego okienko. Czekałam aż napisze, ale czasami nie mogłam wytrzymać i sama pisałam. Po tygodniu tej internetowej "miłości", kiedy pisaliśmy dzień w dzień, a ja i tak miałam niedosyt napisał do mnie, że lubi ze mną pisać, ale nie będzie robił tego codziennie. Za każdym razem, kiedy tylko zaczynałam do niego pisać zastanawiałam się przed naciśnięciem "enter". Rozmowa z nim mnie uzależniła. Nie myślałam o treningu, o nauce, o przyjaciołach, o rodzinie-tylko o nim.
W końcu doszłam do wniosku, że sama nie wiem po co ja to wszystko robię, parą i tak nigdy nie będziemy, nie pasujemy do siebie, są między nami 3 lata różnicy, on najwyraźniej nie jest zainteresowany, a widzimy się tylko raz w tygodniu, przez jakąś minutę, może odrobinę więcej. Często o tym myśałam. Nie wiedziałam co zesobą zrobić, bo codzinnie znajdowałam kolejne argumenty żebyśmy nie byli razem. Było ich coraz więcej, a mi coraz bardziej się to nie podobało. Mimo, że nadal coś do niego czuję to sama sobie jestem winna. Po tym jak dowiedziałam się od kogoś w szkole o tym, co zrobił kiedyś na lekcji wymyśliłam z moją przyjaciółką taką naszą małą "tradycję". Po tym powstała plotka, ze "zakochałam się w nim". Wtedy już nie byłam w nim zakochana, ale nadal chciałam z nim codziennie pisać, codzinnie opowiadać mu o moim życiu, codzinnie czytać o jego życiu, dowiadywać się o nim nowych rzeczy. Był dla mnie jak wzór do naśladowania. Czułam się jakbym dyskutowała na temat biografii jakiegoś znanego człowieka.
Pewnego razu zaczęłam tłumaczyć mu pewną sytuację, nie chciałam, by pomyślał, że się w nim zakochałam, bo to był tylko kolejny żart moich koleżanek. Śmiałam się sama z siebie, byłam zdziwiona, że nie napisał mi, że mówię jakbym była "nawalona", bo tak to niestety brzmiało. Chyba chciał tą opinię zostawić dla siebie i nie pogrążać mnie jeszcze bardziej. W trakcie tego bezsensownego tłumaczenia się zdradziłam mu, że moje koleżanki z drużyny mówią, że "pasujemy do siebie". Niestety używał on takich argumentów, że sama nie wiedziałam co myśleć. W pewnm momencie napisał: "nigdy, przenigdy, never". Nie wiedziałam co zrobić, bo w głębi duszy nie chciałam się z nim już spotykać, ale cos nadal mnie do niego ciągnęło, może zafascynowanie jego osobą, może chęć posiadania jakiejkolwiek osoby, do której mogę się przytulić, której mogę się wyżalić, która nie musi używać żadnego słowa, a i tak mnie pocieszy. Czułam się okropnie. Zapatrzona już od 3 minut w te 3 okropne slowa. Aż w końcu zdobyłam się na odwagę i napisałam, ale to był największy błąd jaki mogłam popełnić. Przyznałam mu rację. Wymyśliłam jakiś pretekst i skończyłam z nim rozmawiać. Nie popłakałam się. Patrzyłam w sufit, sama nie wiedząc jak mam się czuć, to było straszne, ale teraz na szczęście wiem, że to niezdecytowanie oznaczało, że nie chcę z nim być. Gdybym się zakochała to nie miałabym najmniejszych wątpliwości, że to miłość, ale niestety one (wątpliwości) były...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz