poniedziałek, 6 stycznia 2014

6 stycznia

Zobaczyłam to zdjęcie i zakochałam się ponownie.

Postanowiłam, że muszę kupić sobie jakąś szafeczkę, biblioteczkę lub półki. Od dziś zamierzam koleekcjonować książki, będę czytała je codziennie, bo lubię to, ale nie miałam czasu, teraz, kiedy i tak jestem uziemiona w domu to szybko skończę serię o Ani Shirley i zabiorę się za czytanie nowych książek. Niestety, kiedyś byłam nakręcona na tą serię, jak nigdy wcześniej na nic innego, ale po 3 miesiącach dowiadywania się o nowych bestsellerach i braku czasu na czytanie straciłam zapał. Teraz może powróci, a później pomyślimy o nowych książkach. Stwierdziłam, że muszę mieś taki piekny zbiór, nie będę już o nic innego prosiła na urodziny, święta itp.-tylko książki, a później, kiedy dorosnę bedę miała już swoja wymarzona bibliotekę w domu, oczywiście dla członków rodziny, ale dopiero co wymarzyłam sobie mieć taką.

Mam oczywiście na mysli układ półek, chciałabym meć dużo takich podziałek, niestety nie mam zbyt wielkiego pokoju, więc niektóre mogą mi się nie mieścić. Wymarzyłam sobie ogromną ścianę w bardzo wykokim pomieszczeniu, wypełnioną książkami po sufit, gdzie nie dosięgłabym najwyższych półek i po to byłaby mi potrzebna drabina. To wyglada po prostu pięknie w mojej wyobraźni... Marzenie

6 stycznia

Przepraszam Was z całego serca, ale zgubiłam gdzieś mój "pamiętnik", w którym zapisałam przemyślenia, którymi miałam zamiar sie z Wami podzielić na początku Nowego Roku. Teraz nie jestem w stanie opisać moich uczuć z tamtego okresu czasu, a nie chciałabym pisać Wam czegokolwiek, bo nie miałoby to najmniejszego sensu. Szukałam zeszytu jak szalona, przewróciłam cały pokój do góry nogami i nie znalazłam. Byłam pewna, że jest na łóżku, ale nie ma go tam. Byłam przerażona, nie chciałabym, żeby ktokolwiek kogo znam to przeczytał, a zwłaszcza starszy brat. 
Ale wracając do tego, co chciałam Wam dziś powiedzieć.
Jestem zakochana... ale to nie jest taka miłość jaką sobie wyobrażacie. Jestem zakochana w filmie "3 metry nad niebem" i sagą "Zmierzch". Może Wam się to wydawać dziwne, że komuś może się tak bardzo spodobać film, że mówi iż go kocha. Pierwszy oglądałam raz przez cały dzień i całą noc po kilka razy, bezprzerwy, niestety, musiałam wyłączyć szybko laptop, bo o 6:00 moja mama wstawała do pracy, ale przeczekałam te pół godzinki i ponownie włączyłam film, nie dało sie mnie w tamte dni odciągnać od laptopa. Film był cudowny, ja po prostu nie mogłam uwierzyć, że taka piękna miłość istnieje, no coż, może i istnieje, może nie, ale gdy uruchomiłam film nie sprawdzałam czy jest oparty na faktach, czy nie. Jednak nie, to przykre, ale również przyjemne, bo oznacza, że to może stać się moją historią. Jest to odrobinę nierealne, począwszy od tego, że mam 13 lat i mieszkam na drugim piętrze w mieście, gdzie od momentu ukończenia szkoły nie utrzymuję już z nikim kontaktu, ani nikogo nowego nie poznaję. Bardzo Wam polecam ten film, jedynym jego minusem jest nieszcześliwe zakończenie. Nie mogłam w to uwierzyć-popłakałam się, ale nie będę Wam opowiadać filmu, bo jeszcze Wam się znudzi, początek nie jest ciekawy, ale tak bywa z wiekszością filmów i ksiażek, a właśnie, "3 metry nad niebem" to również książka, którą zamierzam dopiero kupić, więc o niej nie opowiem, bo nie znam treści. Film był cudowny, świadczy o tym to, że w ciągu kilku dni widziałam go 27 razy i nadal nie mam zamiaru się odciągać.
A teraz kilka słów o sadze "Zmierzch". Muszę Wam powiedzieć, że wcześniej bardzo, ale to bardzo chciałam przeczytać wszystkie ksiażki i obejrzeć wszystkie filmy w wersju polskiej, ale niestety, przez długi czas nie mogłam znaleźć tych filmów w internecie, ale niedawno się udało, również oglądałam go wiele razy, ale tego już nie liczyłam. Uwielbiam historię Belli Swan i Edwara Callen'a. Mimo, że nie jest realistyczna, to bardzo mi sie podobał sposób w jaki Edward traktował ukochaną, chciał chronić ja za wszelką cenę. Niestety nie można tego powiedzieć o wszystkich fragmentach serii. Nie będę Wam opowiadała o czym jest "Zmierzch", bo na pewno o tym wiecie, ale ja wcześniej nie podchodziłam do sprawy poważnie. W tym wypadku również dopiero zamierzam kupić książki, ale nie nastąpi to zbyt szybko, bo mam do skończenia jeszcze serię o Ani Shirley. Obecnie jestem w połowie drugiego tomu. Zachęcam Was do czytania ksiażek i ogladania filmów. Kocham je <3

wtorek, 31 grudnia 2013

1 stycznia 2014

Więc nadszedł. Ten długo wyczekiwany przez nas wszystkich Nowy Rok.
Życzę Ci, aby 2014 rok był udany, szczęśliwy, bogaty, lepszy, bez zmartwień. Życzę Ci szczęścia w miłości i przyjaźni, z którą ostatnio nie jest u mnie tak kolorowo, jednak postanowiłam, że tej nocy masz się bawić, a nie zamartwiać czyimiś problemami. Nawet jeśli jesteś już po świetnej imprezie sylwestrowej i padasz na nogi.
Siedzę tak sobie przy oknie i piszę te słowa, jestem obecnie zalogowana na fb. Wpatruję się w ciągle rosnącą liczbę polubień postów z życzeniami moich znajomych i trzy lajki przy moim poście. W pewnych momentach czuję ogromną chęć bycia popularną. Gdy już jednak schodzę na ziemię potrafię zrozumieć, że to nie popularność i lajki są w życiu najważniejsze - ale przyjaźń, miłość, rodzina, zdrowie, szkoła.
Więc życzę Ci jeszcze raz: powodzenia lub wytrwałości (jeżeli znalazłeś/aś już drugą połówkę) w związku, żeby pieniądze się Ciebie trzymały, dobrych ocen (jednak nie zapomnij, że to Twoja wiedza jest najważniejsza, a nie stopnie), nieskończonej przyjaźni (i oczywiście lojalnej), niech ten rok tak najzwyczajniej w świecie będzie lepszy. Mam wiele do opowiedzenia jeżeli chodzi o sylwester, który spędziłam w domu, zupełnie jak każdy inny dzień. Nie będzie to opowiadanie o tym jak to się upiłam do nieprzytomności pierwszy raz w życiu, bo taka sytuacja nigdy nie zaistniała, ale o kolejnych wartościach, które tego dnia odkryłam...

31 grudnia

Jak sądzisz? Czym jest internet?
Pewnie uważasz, że bez niego życie byłoby o wiele trudniejsze i nudniejsze. Nawet mogę się z tym zgodzić, jednak istnieje w nim ogromna ilość portali społecznościowych i stron, Które umożliwiają bezkarne oczernianie i ośmieszanie ludzi. Nawet popularny "karniak" na fecebook'u może być bolesny dla drugiej osoby. Pomyślcie teraz jak wielu nastolatków popełnia samobójstwo, bo zniszczono im życie przez internet. Nie radzą sobie z tym, że wszyscy "przyjaciele" się od nich odwrocili. Stwierdzają, że życie nie ma już najmniejszego sensu. Nie mają siły na walkę z tyloma ludzi śmiejącymi sie im w twarz. Myślisz, że Ciebie to nie dotyczy? Mylisz się. Każdego dnia mnóstwo ludzi z Tobą rozmawia, obserwuje Cię, robi zdjęcia, nagrywa. Może Ci się wydawać, że nic w tym dziwnego, przecież to Twój przyjaciel, robi to od lat i nigdy jeszcze nic się złego nie stało. Może i to jest prawda, ale teraz zastanów się ilu kradzieży telefonów, kamer, laptopów, czy innych urządzeń dokonuje się rocznie? Kolejna ogromna liczba. Osoba, która za Tobą nie przepada może wykraść urządzenie, na którym zapisane są wszystkie osobiste zdjęcia, mail'e, wiadomości, chaty. Z ogromna łatwością można wykorzystać to wszystko przeciwko Tobie. Nawet jeśli uważasz, że to wszystko jest bezpieczne u Ciebie i Twojego przyjaciela, mylisz się. Photoshop? Łatwizna. Zainstalować go na komputer, wgrać zdjecia, zapoznać się dokładniej z programem, a później przerobić zwyczajne zdjęcie. Publikacja Twoich prywatnych wiadomości z przyjacielem? Łatwizna. Wydrukować kilkadziesiąt kopii i pokazać w szkole, skopiować i wkleić lub zrobić zdjęcie w komputerze. Sprawca lub może inaczej - osoba umieszczająca takie świństwa mają poczucie sławy, wdzięczności ze strony kolegów za dostarczenie im rozrywki. Jest to afera jednodniowa, może tygodniowa, ale może tak zniszczyć psychikę osobie, której dotyczą te pliki, że posunie się ona do ostatecznosci - samobójstwa. A jeżeli nie to już nigdy nie będzie on takim samym człowiekiem. Nie będzie już tak wyluzowany, otwarty na nowe przyjaźnie i zabawny. Bardzo trudno odwraca się skutki takich zachowań, a często są one nieodwracalne.
Możesz zniszczyć życie komuś. Możesz je zniszczyć sobie, bo sprawcy zazwyczaj są odnajdowani. Nie dziś, to za tydzień. Czy naprawdę jest w Tobie tyle wściekłości, że chcesz oczernic i ośmieszyć drugą osobę, a później równiesz za to cierpić? Zastanów się. Po co masz być uwarzanym za tego, kto oczernia innych?

Oglądałam wczoraj, jeszcze przed moją "historią na plaży" :-) film na YouTube. "Dziewczyńskie porachunki" dały mi do myślenia, nigdy nie umieszczałam postów tego typu, ale nie mogłam się powstrzymać. Uświadomiłam sobie, że młodzi ludzie nie zdaja sobie sprawy z tego, czym jest internet. Ja też sobie z tego nie zdawałam sprawy, dopuki tego nie obejrzałam: 

30 grudnia

Siedziałam sobie kilka minut temu na brzegu łóżka. Byłam ubrana w letnią koszulkę i krótkie spodenki (mimo, że jest zima :-)). Wyobraziłam sobie, że jestem na letnim obozie koszykarskim. Siedząc na stołówce przy kolacji i rozmyślając o moim problemie patrzyłam na znajomych z drużyn. Nie miałam z kim się podzielić moimi rozmyśleniami, uświadomilam sobie, że nie mam przyjaciela, przyjaciółki. Będąc na stołówce prawie popłakałam się przy wszystkich, ale skłamałam, że brzuch mnie boli i uciekłam. Wbiegłam do pokoju. Złapałam kartkę i ołówek. Napisałam koleżance z pokoju wiadomość, że jestem na plaży, żeby nikt mnie nie szukał. Nie byłyśmy sobie jakoś szczególnie bliskie, ale ceniłam ją za jej szczerość i lojalność. Wiedziała, że kiedy uciekam od ludzi, od życia, od świata to lepiej zostawić mnie samą. Siedziałam na plaży zapłakana. Wpatrywałam się w morze i przeklinałam cały świat. To jest okropne uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie masz przyjaciela, któremu możesz się wygadać. Od tyłu podszedł do mnie kolega z drużyny (starszy o 2 lata), w którym zakochałam się na poprzednim obozie. Widział, że wychodzę, zmartwił się, wiec poszedł za mną. Zakrył mi oczy dłońmi, nie spodziewałam się tego, więc bardzo się wystraszyłam. Nie miałam zielonego pojęcia kto to może być, ale nie musiałam nawet zgadywać, bo miałam mokrą twarz od łez, więc puścił mnie. Zorientowal się, że to nie czas na zabawę. Zapytał co sie stało. Odwarknęłam, że jest taki jak wszyscy inni, że zapytał nie po to, żeby się dowiedzieć i pomóc mi, ale po to żeby, nie być ostatnią osobą, która dowie się co się stało. Zawsze tak było. Każdy jest taki sam, ale w moim wypadku to nie działa tak, jak na filmach romantycznych. Chłopak podchodzi, pyta co się stało, wysłuchuje historii, przytula lub całuje dziewczynę, ona ociera łzy, a później żyją ze sobą do końca życia. To nie jest takie proste. Był zdziwiony moją reakcją, powiedział, że z wielką chęcią wysłucha mojej historii, że tym sposobę ochłonę. Nie byłam za bardzo z tego zadowolona, ale nawet jeśli to nie mój przyjaciel to mogę mu opowiedzieć. Przecież głównie na tym polega mój problem, że nie mam komu się wygadać, a jak on już przyszedł to dlaczego nie mam spróbować. Opowiedziałam mu o moim problemie, później o tym, że siedziałam na stołówce i nie miałam komu o nim opowiedzieć. Czułam ogromną ulgę, gdy już o tym opowiedziałam, nawet nie musiał mnie pocieszać, wystarczyło mi to, że tego wysłuchał. Dowiedziałam się wtedy, że dzielenie się swoimi problemami naprawdę działa, nie jest mi już tak przykro. Powiedział mi, że kiedy był on w moim wieku miał takie same problemy, też miał masę kumpli, ale żadnego przyjaciela. Niestety nie miał tyle szczęścia do romantycznch miejsc. Uśmiechnął się i powiedział :  "Byłem wtedy na zimowisku, wszyscy siedzieliśmy na świetlicy, ale nie mogłem już wytrzymać. Wyszedłem stamtąd bez słowa, nikt nie wiedział o co chodzi. Pobiegł za mną kolega. Nie chciał mnie zostawić w spokoju, więc musiałem powiedzieć mu, że mam problem, chcę zostać sam. Wszedłem do pokoju, ubrałem ciepłe buty i kurtkę, świetlica była przy wyjściu, więc musiałem wymyśleć jak wyjść niezauważonym. Trochę mi zajęło zanim wyszedłem i emocje częściowo przeszły lub zmieniły się w inne. Pobiegłem gdzieś w stronę lasu, usiadłem wśród sosen. Zacząłem się śmiać z siebie. Chciałem uciec od problemów, zupełnie tak jak Ty, ale w trakcie wymyślania jak zostać samemu zapomniałem o nich. Przeszło mi już wszystko". Śmiałam się z tego, on też. Usiadł bliżej mnie, objął mnie ramionami, ja jego też. Patrzyliśmy sobie w oczy. To było magiczne, ale on chciał mnie rozweselić jeszcze bardziej, więc gdy już tak na siebie patrzyliśmy nagle przewrócił nas oboje na piasek, śmialiśmy się, powiedziałam, że podobno mam farta do romantycznych miejsc, a on to chce zepsuć. Leżąc tak na piasku, nie mówiąc nic, patrząc w swoje oczy nie miałam pojęcia co się stanie za moment. Nie byłam pewna, czy chcę, żeby był moim chłopakiem. Chciałam, żebyśmy zostali przyjaciółmi, ale bałam się o tym powiedzieć. Gdy zaczął mówić swoim spokojnym, romantycznym, niemalże filmowym głosem słowa "To jest początek pieknej przyjaźni" miałam wrażenie, że czyta w moich myślach. Leżac tak na piasku przyłożyliśmy nawzajem swoje czoła do siebie. Czułam się wspaniale, mój największy problem zniknął. Siedzieliśmy później jeszcze chwilę na plaży, patrzyliśmy na piękne Słońce, które topiło się w tym równie pięknym, rozległym morzu. Niedługo znikłoby na naszych oczach całkowicie, ale zeszliśmy na ziemię. Wstał i wziął mnie w swoje ramiona, czułam się jak książniczka. Nawet z moimi byłymi chłopakami nie robiłam takich rzeczy, a robię je z przyjacielem. Byłam zachwycona, czułam się w jego towarzystwie cudownie. Gdy doszliśmy do schodów delikatnie postawił mnie na piasku. To było urocze, był taki troskliwy. Idąc do ośrodka zaczeło mi być zimno, martwił się, nie miał bluzy, żeby mi ją porzyczyć, więc zdjął koszulkę. Bałam się, że teraz jemu będzie zimno, ale nie chciał mnie słuchać, mówił, żebym wzięła i nie marudziła. Uśmiechnął się, odwzajemniłam uśmiech. Wracaliśmy trzymając się za ręce, to było dziwne, byliśmy przyjaciółmi, a robiliśmy te wszystkie rzecz. Powiedział, żebym wyluzowała, za bardzo się spinałam, mieliśmy zachowywać się naturalnie, więc po prostu szliśmy trzymając się za ręce, a ja nie bałam się już niczego zrobić, byliśmy w końcu przyjaciółmi, za jakiś czas nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajmnic. Staliśmy przed drzwiami, oddałam mu koszulkę i podziękowałam. Weszliśmy. Zaprowadził mnie pod same drzwi, przytuliliśmy się na pożegnanie i odszedł. Byłam bardzo szczęśliwa...
Ale teraz, kiedy się już wkręciliście w opowieść muszę Wam przypomnieć, że to było niestety tylko moje wyobrażenie. Owszem, bardzo chciałabym, żeby to stało sie naprawdę, ale to niezbyt możliwe. Myślę, że Wy też czasami wyobrażacie sobie wieczorem sytuacje, które chciałybyście, żeby stały się naprawdę, wiele dziewczyn to robi, ja wyjątkowo często :-). To pomaga mi zapomnieć o problemach, uspokoić się. Część z tego opowiadania jest prawdziwa. To prawda, że nie mam przyjaciółki, ani przyjaciela, płakałam nie raz z tego powodu. Zastanawiałam się, czy to ja nie potrafię ich przy sobie utrzymać? Czy ich odtrącam? Czy nie da sie ze mną wytrzymać? A może to ludzie są fałszywi i to ich wina? Do tej pory nie wiem... 

niedziela, 22 grudnia 2013

23 grudnia


Czuję w sobie taką dziwną pustkę...
Prawie cały dzień byłam zalogowana na fb, a nikt do mnie nie napisał. Jest już po 2 w nocy, jednym z pięciu aktywnych w tej chwili znajomych jest chłopak z pierwszego posta, o którym Wam już opowiadałam. To takie dziwne uczucie, przez cały dzień nikt się do Ciebie nie odzywa. Czujesz, że nie masz przyjaciół, znajomych, kolegów. Nie chciałam dziś do nikogo pisać, bo bałam się, że osoby, z którymi najlepiej mi się rozmawia pomyślą sobie, że się uzależniłam i nie daję im spokoju. Dlatego nie pisałam do nikogo, nie wiem co teraz zrobić, to jest dziwne, ale nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Czekam na to aż on napisze, a jeżeli się wyloguje nie pzostawiając mi żadnej wiadomości nie będę miała mu tego za złe, bo nie on jeden o mnie zapomniał. Teraz to jest jedyna osoba, która jeszcze może coś mi napisać, cokolwiek, nawet zwykłe "Jak Ci minął dzień?". Niby jestem śpiąca, praktycznie powieki mi się już zamykają, ale chciałabym się dowiedzieć, czy ktokolwiek jeszcze zamierza do mnie się odezwać, ale na to nie wyglada. Nikomu nie życzę tego co teraz się ze mną dzieje, chciałabym z jednej strony do kogoś napisać, ale boję sie reakcji. Jestem w rozsypce...

piątek, 20 grudnia 2013

16 grudnia

John Newman - Love me again

Jestem załamana...
Wczoraj grałam ważny mecz. Był on ostatni w pierwszej rundzie, grałyśmy z drużyną, którą mogłybyśmy pokonać bez problemu, gdybyśmy tylko zagrały na swoim poziomie. Moja koleżanka i ja nie byłyśmy w pełni dysponowane, ona wykręciła kostkę dzień wcześniej, a ja miałam pękniętą kość śródstopia. Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, więc grałam, ale nie powinnam w ogóle wchodzić na parkiet. Stopa strasznie mnie bolała na rozgrzewce, ale gdy już ją rozchodziłam (właściwie to rozbiegałam) jakoś udało mi się biegać i grać. Niestety, przegrałyśmy. Byłyśmy załamane tym faktem. Mecz, a zwłaszcza jego końcówka stanowiła wiele do rzeczenia. Ale kilka osób dało z siebie wszystko i nie załamywało się dwudziestopunktową przewagą, ale nie miałam Wam dziś opowiadać o meczu. Gdy wróciłam do domu nie mogłam postawić stopy na ziemi. Ból był nie do zniesienia. Zadzwoniłam do taty, który postanowił, że musimy jechać do szpitala na prześwietlenie. Okazało się, że mam pękniętą kość śródstopia i uszkodzoną torebkę stawową. Gips musiałam mieć wstawiony natychmiast. Załamałam się tym faktem, bo w sumie to mam szczęście, że teraz będą święta, bo stracę tylko tydzień treningów przed nimi, a później może jeszcze trochę, ale najtrudniejsze do przełkniecia dla mnie było to, że w lutym zaczyna się kadra Dolnego Śląska, na którą się zakfalifikowałam. Nie mogłabym się pogodzić z tym, że straciłabym tak wielką szansę. Kadra nie jest niczym zwyczajnym, dostają się najlepsi z najlepszych. Trzeba na to ciężko zapracować. A teraz? Teraz może się okazać, że ta piepszona, pęknięta kosteczka może zniszczyć moje marzenie. Wiem... mam 13 lat, jeszcze wiele zgrupowań przede mną, ale wyobraźcie sobie, że marzycie od trzech lat np. o jakiejś rzeczy, o tym, by zakochać się z wzajemnością, by gdzieś wyjechać. Dostajesz taką szansę, cieszysz się tym jak dziecko już dwa miesiące, a nagle... taka jedna mała błahostka to niszczy. Jak byście się czuli, bo ja nie jestem zbytnio szczęśliwa. Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że mogłabym nie pojechać...